Po książki poruszające tematy etologii sięgam zawsze z lękiem w sercu. Po pierwsze, w temacie tym można odpłynąć i opisać nieudowodnione tezy, a po drugie można też źle je przetłumaczyć. Języki zwierząt Evy Meijer momentami przyprawiały mnie o oba te odczucia i w sumie cieszę się, że już jestem po lekturze. Czemu tak kiepsko?
Etologia i filozofia to trudne połączenie
Eva Meijer jest holenderską artystką i filozofką, co rzeczywiście jest widoczne w stylu narracji, jaki prezentuje w książce. Temat języków zwierząt jest jeszcze w powijakach, więc autorka podaje przykłady badań, które już opisały jakieś formy komunikacji i się do nich odnosi. Jej rozważania czasami przybierają głębsze filozoficzne formy, co jest zrozumiałe ze względu na trudną tematykę. Filozofując w etologii, można odlecieć w nieznane, trzeba więc być ostrożnym i to nawet autorce wychodzi, bo w książce nie ma jakichś szokujących twierdzeń.
W pojęciu mrówek człowiek prawdopodobnie nie jest zbyt inteligentny, bo ludzie gorzej ze sobą współpracują, nie jest też zbyt inteligentny z punktu widzenia gołębi, gdyż ludzie mają gorszą orientację przestrzenną, nie jest za bardzo inteligentny również w rozumieniu psów, dlatego że nie potrafi kierować się zapachem.
Co mówią zwierzęta?
Książka przytacza w większości znane badania nad porozumiewaniem się zwierząt, natomiast ja czytając sporo na ten temat, niestety nie dowiedziałam się niczego nowego, choć informacji i przykładów jest sporo. Autorka wspomina o antropocentryzmie, który wiąże się z przemocą wobec zwierząt, ale też niezrozumieniem wobec innych gatunków. Są też ciekawe przemyślenia filozoficzne; niektóre jednak mnie wynudziły, prawdopodobnie ze względu na znajomość tematyki.
Traktując ludzki język jako wzór dla wszystkich języków, automatycznie wykluczamy wiele języków zwierząt. Kiedy ludzką gramatykę w sensie formalnym postrzegamy jako ramy dla wszystkich gramatyk, trudno jest doceniać gramatyki zwierząt.
Błędy, błędy wszędzie
Tłumaczenie jest pół na pół. Niby jest okej; zdania ładne, zwierzę zmarło, a nie zdechło, ale jest jakieś takie niezgrabne, jeśli chodzi o nazwy zwierząt. Jest „japoński wieloryb w niewoli”, który po zajrzeniu do źródła okazał się być białuchą. Jest „wsadzanie” cząsteczek zapachu do narządu Jacobsona przez węże. Są pieski preriowe jako rodzaj świstaków. I piosenki wielorybów. Poza tym wiele pojęć jest nieprzetłumaczonych – pojawiają się call notes, survival of the fittest czy animal studies…
Koty i inne babole
Co do treści, była okej, zanim nie dotarłam do rozdziału o kotach. No generalnie psy są posłuszne, a koty robią, co chcą. Nie jest to prawdą, bo z kotem też można mieć fantastyczną relację, która obejmuje zabawę i komendy, tylko trzeba włożyć w to więcej pracy, niż typowy koci opiekun zazwyczaj chce. Wielokrotnie pojawiały się też koty tzw. wychodzące (tfu!), co mnie straszliwie denerwuje samo z siebie, a co dopiero w tekście filozofki, gdzie nie jest wspomniana szkodliwość tego fenomenu. Jeśli ktoś nie wie, o co chodzi, odsyłam do artykułu tutaj.
Nie jest również prawdą to, że oklapnięta płetwa grzbietowa u orek nie zdarza się na wolności. Jest wiele takich przypadków, a niedawno sławę zdobyły dwa samce z oklapniętymi płetwami, które polują na rekiny u wybrzeży Afryki (jeśli macie ochotę, to można zobaczyć na filmie).
Języki zwierząt – dla kogo?
Podsumowując, książka nie jest zła, ale nie jest też dobra. Może gdyby nie ten rozdział o kotach, to byłoby lepiej. Zapewne będzie dobra na liźnięcie tematu, ale o komunikacji zwierząt są książki o niebo lepsze, jak np. Rozmowy zwierząt. Z niej na pewno dowiecie się, jak porozumiewają się zwierzęta.
Języki zwierząt. Eva Meijer. 2021. Wydawnictwo Marginesy. ISBN 9788366500303.
Dodaj komentarz