Zwracacie uwagę na zwierzęta w mieście? A co z roślinami? Często to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, staje się niewidzialne, a nawet bywa traktowane z niechęcią. Tymczasem pochylenie się nad takimi „sąsiadami” może dać wiele radości i rozbudzić ciekawość do otoczenia. Takie właśnie jest zamierzenie książki Sekrety roślin i zwierząt w miejskiej dżungli.
Dobre dziennikarstwo
Nathanael Johnson jest dziennikarzem i dobrze to widać w książce. Jest to przyrodnik-amator, który w treści prowadzi nas przez miasto, ucząc się razem z czytelnikiem nowych rzeczy o napotkanych gatunkach. Zadaje pytania i szuka na nie odpowiedzi. Styl jest całkiem przyjemny, książkę szybko się czyta.
Lektura jest krótka, ma raptem 312 stron. Ja oczywiście czytałam ebooka, ale papierowe wydanie też prezentuje się dobrze. Nie ma zdjęć, jest za to spora bibliografia do każdego rozdziału na koniec książki. I choć autor raczej nie korzysta z najnowszych publikacji, bo większość przytaczanych tekstów to artykuły internetowe i książki, to pojawiają się też znane nazwiska jak choćby zmarły pod koniec 2021 roku Edward O. Wilson.
Kontrowersyjne poglądy
Książka jest bardzo prosta i przeznaczona raczej dla początkujących czytelników. Na początku autor podaje mały spis sprzętu, dzięki któremu można oglądać dziką przyrodę. Inspiracją do napisania książki było dziecko autora i w całej historii pojawia się ono bardzo często. Autor spacerując razem z córką odkrywa kolejne stworzenia i ich sekrety. Nie jestem fanką tej formy, ale dobra, można się z tym w jakiś sposób identyfikować. W książce opisane są między innymi miłorząb japoński, gołębie, wiewiórki czy mrówki. Warto dodać, że wszystko dzieje się w Stanach Zjednoczonych i w większości nie są to nasze rodzime gatunki.
Autor prezentuje momentami dziwną postawę. Po pierwsze, myśli o gołębiach jak o lokalnym źródle pożywienia, spożywa też padlinę razem z córką. Karmi te ptaki chlebem, pojawia się również wabienie wron na chrupki. Nie wierzę, że robiąc przegląd do książki nie natknął się na informację, że jest to niesamowicie szkodliwe. Ponadto, Johnson bardzo wierzy w spożywanie dzikich roślin. Ok, wiele osób to praktykuje, ale on robi to w mieście, sięga po gatunki rosnące przy drodze, nawet przesiąknięte spalinami lub psim moczem, o czym sam pisze – „to dawka czyni truciznę”. Daje je jeść nawet trzyletniej córce… Pod koniec pojawiają się również kontrowersyjne tezy odnośnie tego, że gatunki introdukowane z innych części świata ubogacają bioróżnorodność danego obszaru.
„Uznałem, że warto mieć styczność z odrobiną brudu i zarazkami w zamian za frajdę jedzenia roślin rosnących w parkach i na zaniedbanych trawnikach w naszej dzielnicy”.
Co do tłumaczenia, jest w miarę okej. Nie podobały mi się słowa zdechł, były też liczne robaki w odniesieniu do owadów, czy trujące żądło.
Dziwne Sekrety roślin i zwierząt…
Książka jest poprawna, poza przykładami przytaczanymi powyżej. Nie porwała mnie jakoś szczególnie, ale czytało się ją bardzo szybko. Nie mam poczucia straconego czasu. Fajnie, że autor tak mocno podkreśla codzienne zachwycanie się drobnymi rzeczami, do których nieco się przyzwyczailiśmy. Sekrety roślin i zwierząt w miejskiej dżungli są raczej dla początkujących i to z przymrużeniem oka.
Sekrety roślin i zwierząt w miejskiej dżungli. Majestat gołębi, dyskretny urok ślimaków i inne cuda świata przyrody. Nathanael Johnson. 2017. Wydawnictwo Vivante. ISBN 9788365442766
Dodaj komentarz