Wiecie, co to jest ślad węglowy? W dzisiejszych czasach nie wypada nie wiedzieć. Książka Sorry, taki mamy ślad węglowy wyjaśnia to pojęcie i obala mity na jego temat. Jaki ślad węglowy ma pizza, a jaki książka w miękkiej oprawie? Czy kredyt też może go mieć? Wszystkiego dowiecie się z lektury!
Ślad węglowy – temat na czasie
Autor Mike Berners-Lee jest profesorem na uniwersytecie w Lancaster, zajmuje się przewidywaniem i szukaniem rozwiązań na problemy XXI wieku. Ma na koncie kilka książek, a omawiana przeze mnie publikacja Sorry, taki mamy ślad węglowy jest zaktualizowanym wznowieniem jego pierwszej książki wydanej w 2010 roku. Wiele się zmieniło przez ten czas i aktualizacja okazała się potrzebna, bo jak podkreśla autor – wiele wartości przeliczył, a innych nie doszacował.
Jeśli chodzi o polskie wydanie, to bardzo mi się podoba. Tytuł jest w punkt, choć został przetłumaczony z zupełnie odmiennego How bad are bananas? (jak złe są banany?). Okładka też krzyczy – i dobrze. Ja czytałam e-booka, książka ma 319 stron. Siłą rzeczy statystyki są podane dla Wielkiej Brytanii, ale nie jest to żaden problem. Autor też traktuje wszystkich równo, mimo zróżnicowanej emisyjności poszczególnych regionów.
Zmiany klimatu zazwyczaj nieproporcjonalnie mocno dotykają uboższych, a jednak w roku 2019 jedne z najstraszniejszych pożarów szalały w Kalifornii, w tym również na obszarach najdroższych prywatnych posiadłości w okolicach Los Angeles. Skutki ocieplenia klimatu mogą dotknąć każdego.
Jaki mamy ślad węglowy?
Treść jest bardzo dobrze skonstruowana, a sama forma książki przyjemna. Bałam się wywoływania poczucia winy i grożenia palcem za wysokie emisje, jednak nic takiego w książce nie było. Jak na tematykę jest całkiem rozrywkowa, czyta się ciekawie i dzięki temu jakoś łatwiej wchodzą te smutne statystyki. Autor podaje, że większość wartości jest przybliżona, ponieważ nie da się dokładnie obliczyć wszystkich emisji ze względu na złożoność procesów składających się na wiele rzeczy. Błąd zaokrąglenia dużych korporacji wyliczających swoje emisje wynosi nawet 40%.
Książka jest podzielona na krótkie rozdziały dotyczące ilości emisji produkowanych przez daną rzecz lub zachowanie. Zaczynamy od najmniej emisyjnych czynności jak wyszukiwanie w Google czy osuszanie dłoni, aby następnie przejść do rzeczy o większym śladzie węglowym, np. jabłka lub naszyjnika. Wątek z obliczonym śladem węglowym zaczynamy od części dziesiętnych grama produkowanego CO2, a kończymy na miliardach ton.
To wina kapitalizmu
Z książki dowiadujemy się, że globalna przeciętna emisji to ponad 7 ton na osobę. Autor proponuje ustalenie 5-tonowego stylu życia, czyli funkcjonowanie w taki sposób, aby nasz ślad węglowy mieścił się w tej wartości. Nie jest to trudne do zrobienia, a jeśli Wasz argument to „bogacze/korporacje odpowiadają za większość emisji”, to tym bardziej powinniście przeczytać tę książkę. Statystyki są miażdżące. Wiecie, że dwie grube gazety tygodniowo to aż 200 kg CO2 rocznie? To tyle, co lot samolotem z Londynu do Barcelony. No właśnie!
Ciekawy rozdział to ten o emisjach ujemnych. Autor proponuje nowe technologie, które mogą pomóc w wychwytywaniu CO2 z atmosfery. Jest też podsumowanie tego, co może zrobić każdy z nas. Miło.
Wstydliwym aspektem ludzkiej natury jest upodobanie większości z nas, aby być takimi jak większość. Każdy więc nasz sposób na obniżenie emisyjności sprawi, że innym takie postępowanie wyda się bardziej normalne. Jeśli zrobimy coś, co wydaje się niezręcznością czy dziwactwem, pocieszajmy się myślą, że ułatwiamy innym podobne zachowanie.
Żeby nie było tak kolorowo…
Czy torebki papierowe są mniej emisyjne niż plastikowe? Czy jazda na rowerze może być porównywalna do jazdy samochodem pod względem wydzielanego CO2? W książce pojawiają się też kontrowersyjne wyliczenia, których się nie spodziewałam. Na przykład to, że kubki wielokrotnego użytku to niewielka zmiana. To, że kwiaty sztuczne mają mniejszy ślad węglowy od prawdziwych, więc są lepsze. To, że ślad węglowy materiałów naturalnych jest większy, więc powinniśmy kupować włókna syntetyczne.
Autor wielokrotnie ma dylemat, co zaproponować czytelnikowi, bo wbrew pozorom często te „gorsze” rozwiązania mają mniejszy ślad węglowy. W książce pojawiają się rozważania moralne odnośnie wyboru danej rzeczy ze względu na jej emisyjność albo szkodliwość w innych aspektach. Nie ze wszystkim się zgadzam, ale sama książka pod kątem informacyjnym jest okej.
Sorry czy jednak nie?
Po lekturze nie mam poczucia winy. Raczej czuję nadzieję i spokój, przynajmniej w mikroskali, odnośnie mojego stylu życia. W książce najbardziej szokujące dla mnie były dane dotyczące pomidorów i ciętych kwiatów. Fajnie wiedzieć więcej i mieć jakieś pojęcie na temat emisyjności różnych przedmiotów dookoła. Niby człowiek wiedział, ale jednak nie. 😉 Przeczytajcie tę książkę, bo warto!
Sorry, taki mamy ślad węglowy. Fakty, liczby, procenty. Mike Berners-Lee. 2022. Wydawnictwo Dolnośląskie. ISBN 9788327161079.
Dodaj komentarz